Nie ma nic bardziej żałosnego jak użalanie się nad sobą. Dlatego też gdy pod górkę i pod wiatr. Kiedy nic się nie układa po mojej myśli ja i tak planuję, i tworzę, i odkrywam, i podążam do celu. I chciałabym zawsze móc spełniać dziecięce i swoje marzenia. Nie ma chyba nic piękniejszego od uśmiechu na twarzy dzieciaka: małego, średniego czy dużego. Marzenia to największa siła twórcza, a radość z ich spełnienia to najlepsza zapłata.
poniedziałek, 28 września 2009
Zezowate szczęście
Gdyby kiedyś ktoś mi powiedział, że ostrzegając pierworodnego przed atakiem tych niedobrych okrutnych kleszczy sama się załapię na kontakt bardzo bliski, to oczywiście bym go wyśmiała. Teraz mi już mniej do śmiechu, po bardzo długiej kuracji antybiotykowej, paskudnych dolegliwościach i odczuwalnym nadal bardzo mocno osłabieniu, wczoraj ponownie zostałam zaatakowana przez kleszcza. Zapytałam więc małżonka jakie jest prawdopodobieństwo, że i ten był zarażony boreliozą uzyskałam odpowiedź, że w każdym innym przypadku niewielkie, ale że chodzi o mnie to pewnie 1 do 1.
Nic to – był czas przywyknąć :(
Nic to – był czas przywyknąć :(
Hej nudna szkoło!
Chyba zbrojownię będę zmuszona stworzyć gdzieś w domu, bo moje dziewczyny jakoś się spięły wyjątkowo i dla odmiany przyniosły mi w pierwszym miesiącu nauki w szkole po jedynce. Jak to najmłodsza mówi – No bo wiesz mamusiu – uczeń bez jedynki to jak żołnierz bez karabinu. Dlatego też zaczynam nabierać obaw czy ta myśl nie za bardzo zagnieździła się w młodych umysłach dzieci.
Na razie jednak daleka jestem od paniki, pomna zeszłorocznych działań, kiedy to - ta właśnie najmłodsza, w celu udowodnienia mi, że ona niemieckiego nie lubi przyniosła w dzień po rozmowie zasadniczej „karabin” z tego właśnie nielubianego niemieckiego.
Jak widać dzieciaki już do szkoły przywykły i wszystko zaczyna nabierać rumieńców, poza moją organizacją czasową, która to z regularnością niemieckiego listonosza rozsypuje się w żałosną kupkę, do której to kupki ciągle ktoś coś dorzuca. I tak jak pod koniec roku szkolnego czekałam aż wakacje przyjdą i będzie spokój. A później, że rok szkolny i będzie spokój. A jeszcze później, że dwa tygodnie i się wszystko poukłada. Tak teraz zaczynam mieć poważne wątpliwości.
Na razie jednak daleka jestem od paniki, pomna zeszłorocznych działań, kiedy to - ta właśnie najmłodsza, w celu udowodnienia mi, że ona niemieckiego nie lubi przyniosła w dzień po rozmowie zasadniczej „karabin” z tego właśnie nielubianego niemieckiego.
Jak widać dzieciaki już do szkoły przywykły i wszystko zaczyna nabierać rumieńców, poza moją organizacją czasową, która to z regularnością niemieckiego listonosza rozsypuje się w żałosną kupkę, do której to kupki ciągle ktoś coś dorzuca. I tak jak pod koniec roku szkolnego czekałam aż wakacje przyjdą i będzie spokój. A później, że rok szkolny i będzie spokój. A jeszcze później, że dwa tygodnie i się wszystko poukłada. Tak teraz zaczynam mieć poważne wątpliwości.
Subskrybuj:
Posty (Atom)