
piątek, 27 marca 2009
Trochę historii
Przy okazji robótek związanych ze świętami przypomniałam sobie jak syn zorganizował mi pewnego roku (a było to już baardzo dawno temu) zajęcie dodatkowe. Wieczór już był raczej taki późnawy, dziecię z uporem maniaka wyłaziło z łóżka wyraźnie dręczone jakąś myślą, którą wydusiło z siebie po długich namowach. Mamo – oświadczyło dumnie – zapisałem się na konkurs wielkanocny.
- Super. Pomyślałam sobie, ale zaraz moją duszę zaczął targać jakiś podejrzanie silny niepokój. Podjęłam więc dyskusję, aby wydobyć z syna tzw. konkrety.
Dziecko było już w tym momencie na skraju załamania nerwowego i opowiedziało, że praca ma być zrobiona techniką wyklejanych kuleczek bibułowych, ma mieć wymiar A3 i ma być na – JUTRO!!!
Noc była długa, palce wszystkich dorosłych obecnych członków rodziny ciężko pracowały przez całą noc, aby rano mienić się wszystkimi barwami tęczy. A kurczak wyszedł nam jak żywy. Jeszcze tylko raz dałam się wpuścić w taką imprezę – ładnych kilka lat później – przez inne dziecko (choć technika była ta sama).
Subskrybuj:
Posty (Atom)