Coniedzielny spacer zaczął się jak zwykle, czyli najpierw wszyscy zbierali się długo długo, Skład się ustalał przez kilkanaście minut. Pies wyskakiwał ze skóry, że strasznie już by chciał iść. I wreszcie zespole trzy sztuki dorosłe i jedna nieletnia wyszliśmy. Las jak zwykle stanowił cel naszej wyprawy. Wlekliśmy się strasznie, pies przodem (bo energii miał najwięcej), a stawkę zamykała babcia, która porwała się na wyprawę tylko chyba nie przewidziała, że to kawałek jednak jest. Stanęliśmy oczywiście przed dylematem iść na łąki i pola czy może do lasu, lasu. Jak zapodałam, że właściwie to ja maleńkie wiadereczko zabrałam, bo mocno liczę na obecność jakiejś wiosennej kurki, klamka zapadła. Las i to koniecznie taki z borowikami. Pies szalał, dziecko marudziło, bo właściwie zostało przymuszone, małżonek cierpiał na ból głowy, a babcia robiła dobrą minę do złej gry i starała się po drodze nie rozlecieć. Runda honorowa została odpracowana i wszystko już zmierzało w kierunku domu, gdy na dębie wypatrzyłam dorodnego pomarańczowego „boczniaka” przecudnej urody. Tak mnie zachwycił, że zaczęłam marudzić, że zdjęcie chciałabym takiego, ale aparatu nie wzięłam, a w telefonie karty brak i zdjęć robić nie mogę. Zlitował się mój małżonek, a babcia na ścieżce omdlewała, aż do momentu, w którym dojrzała borowika. Dorodny był i taki borowikowo-borowikowy. Larum zaraz i ochy i achy, ale patrzę pod nogi, a tutaj taki mniej może okazały, ale takoż śliczny. Na to przyleciała najmniejsza (już energia jej wróciła) i namierzyła trzeciego takiego już maluszka maluszka. Radość zapanowała w babskim gronie, a mój ślubny wyleciał z krzorów, w które osobiście jego zapędziłam, okolicę omiótł wzrokiem błędnym i wkurzony powiedział, że specjalnie tak zrobiłam, że tutaj niby takie śliczne odpadki na drzewie, a sama poleciałam te wspaniałe okazy zbierać.
I chociaż wiem, że serio tego nie mówił, to troszkę przykro jemu było, że na pierwsze poważne grzyby w tym sezonie się nie załapał. A na znak protestu pozostałą część niedzieli przespał.
A ja robiłam inne poszukiwania :D
I chociaż wiem, że serio tego nie mówił, to troszkę przykro jemu było, że na pierwsze poważne grzyby w tym sezonie się nie załapał. A na znak protestu pozostałą część niedzieli przespał.
A ja robiłam inne poszukiwania :D