czwartek, 4 czerwca 2009

Pomyłki

Czekałam wczoraj na odwiedziny w pracy. Otrzymałam już nawet telefon, że już za chwileczkę już za momencik facet mojej przyjaciółki przyjedzie odebrać sadzonki pomidorów. Wyglądam więc na parking przed firmą i widzę, że podjeżdża autko, ja ślepa komenda patrzę i widzę, no przecież ona jak malowana. A mnie się zdawało, że była mowa, że ona w pracy, a on sam podjedzie. Ale ona sięga po telefon i dzwoni, w mojej kieszeni też dzwoni, ale nawet nie zaglądam, bo pewnie strzałeczkę mi puszcza. Ucieszyłam się, bo doszłam do jedynego wniosku, że miała chwilkę to podjechali razem. Wylatuję jak nienormalna na ten parking, lecę na złamanie karku do upatrzonego z góry auta i widzę jak siedzi i kłaczyskami się bawi. Walę w okienko, ona się gwałtownie odwraca i.. I widzę ciężkie przerażenie w oczach zupełnie obcej mi osoby, która z dozą wielkiej nieśmiałości uchyla okienko i zapytuje o co chodzi. Równie ciężko zaskoczona jak ona szybko wykrzykuję, że się pomyliłam. Odwracam się i widzę jak oczekiwany gość dosłownie skręca się ze śmiechu na parkingu machając mi leniwie łapką.
Przy tej okazji przypomniała mi się historia koleżanki z pracy. Wyszła zmęczona z roboty. Patrzy auto (pewnie małżonek już czeka). Wsiadła i pustym wzrokiem patrzy przed siebie oczekując na jakiś ruch (tzn. na rozpoczęcie drogi powrotnej). A tutaj nic. Spogląda na miejsce kierowcy, a tam kompletnie obcy facet oniemiały ze zdziwienia, dusi się, próbując coś z siebie wydusić. Nie czekając zbyt długo kobita wyskoczyła jak oparzona z samochodu prosto na prawowitą posiadaczkę onego męża i samochodu. A jej (osobisty mąż i samochód) stali w zupełnie innym miejscu.
Do tej pory papa mi się śmieje jak o takich przypadkach pomyślę.