środa, 27 maja 2009

Ekologiczna - dynamiczna

Wróciłam do domu kompletnie wypompowana, po setnym telefonie od własnej matki, że na burzę się zbiera i ona się martwi i gdzie ja jestem i może jak mnie już nie ma to proszek do prania bym zakupiła. Po całym dniu wysłuchiwania w pracy historii jakie to straszne przejścia mieli fachowcy robiący remont łazienki u mojej szefowej. Po drodze ślubnego odebrałam ze szkolenia i hajda do domu. A tutaj jak zwykle problemów całe multum i wszystkie czekają aż przekroczę próg domu, ani chwili dłużej, bo się przedatują.
Załatwiam szybko wszelkie wątpliwości każąc się odczepić całej czeredzie i próbuję spożyć jakiś posiłek. Ale mój wzrok przykuwa widok za oknem, na terenie zielonym sąsiadów jakiś ruch, ludzie zbierają przesuszoną już mocno trawę (sianko znaczy się). Ocknęłam się, bo chyba zwieche zaliczyłam i już mam sobie odpuścić, bo co to ja nigdy nie widziałam jak się siano zbiera? Jak mój wzrok pada na panią starszą, która sztukę niesamowitą wykonuje – z pobocza drogi pobiera sianko i subtelnie stara się ominąć przy tym porzucone przez jakiegoś niechluja papiery i inne odpadki nie ulegające natychmiast biodegradacji. Ale cholerne śmieci, ani myślą poddawać się onym zabiegom. Trzymają się trawy jak nie wiem co, a chwilami nawet jakby podążały śladem osoby tak skrzętnie je omijającej.
Kobieta wyraźnie się takim stanem rzeczy zirytowała i korzystając z grabeczek trzymanych w dłoniach zdecydowanym ruchem przemieściła odpadki w inne miejsce. Widocznie jednak spadły nie tam gdzie potrzeba i raziły zmysł estetyczny pani starszej, bo po chwili namysłu znów znalazła się koło upierdliwych przedmiotów i prowadząc ciężką wewnętrzną walkę popartą ciężką pracą umysłową wepchnęła śmieci za słup telefoniczny. I wyraźnie zadowolona ze swoich działań oddaliła się w celu dalszego pozyskiwania sianka.

Jak z reklamy

Z tymi biedronkami w reklamie pewnego samochodu to sama prawda.
To nie są biedronki a omomiłki, ale cały ogród mi zaparowały.

Anielska cierpliwość




- Podaj mi jeden powód dla którego miałabym jej nie zamordować – powiedziałam do mojego syna, maksymalnie już wkurzona na najmłodsze ze stada. – Bo jest Twoją córką – podpowiedział nieśmiało pierworodny. No i nie zamordowałam.
Za to w dzień matki usłyszałam spowiedź małej. – Bo wiesz mamusiu, ja jestem ostatnio bardzo niegrzeczna i nie słucham i krzyczę, bo dojrzewam. Pani mi powiedziała – oświadczyła, wyraźnie z siebie zadowolona.
- Znaczy, że jak przestaniesz się przepoczwarzać, to będzie lepiej? – Aa tego nie wiem – zabezpieczyła tyły młoda i dała mi w prezencie bukiet bratków zerwanych na ogrodzie i laurkę serduszko. Za to średnia z trudem znalazła chwilkę w przelocie na uwieszenie się na mojej szyi i wybełkotaniu (buzia była pełna jedzenia) – Wszystkiego najlepszego.
- Jak Ty z nami wytrzymujesz? Zapytał synuś.
- Powiem tak – odrzekłam – Nie jest łatwo