Wpajanie dzieciom podstawowych zasad współżycia społecznego to koszmarnie ciężka robota. Nie dosyć, że człowiek zanim jeszcze dobrze zacznie wdrażać proces wychowawczy, to już jest wkurzony, to jeszcze od pierwszych chwil dialo-monologu napotyka na niczym nie uzasadnione trudności.
Może i nie byłby taki zły gdyby nie przechodził tej drogi dosłownie codziennie. Dzieci już od ładnych kilku, żeby nie powiedzieć, że niektóre kilkunastu lat, pobierają nauki w szkołach, codzienny proces przygotowawczy wygląda tak samo. O odrabianie lekcji to ja już nawet nie pytam, bo moje dzieciaki, to taakie szczęście miały, że w ich szkołach nigdy nic nie zadają, nie zadawali i zadawać nie będą. Więc pytanie traci na sensowności. Zadaję więc inne pytanie, wiedząc, że czynność, którego to pytanie dotyczy nastręcza dzie (o sorki młodzieży) najwięcej problemów objawiających się tuż przed opuszczeniem domu.
- Jesteś spakowana (ny)? – I co słyszę?
- Nie do końca.
Pojawia się wtedy błysk szaleństwa w moim oku. Bo co to znaczy nie do końca? Że trochę niby spakowane? Coś się nie zmieściło? A może czegoś brakuje?
Drugi punkt zapalny, to porządek w pokoju. Ja rozumiem, że można nie mieć czasu, że jakaś sytuacja wyjątkowa, że najnormalniej w świecie się nie chce. Tydzień czy nawet dwa, ale to już notorią trąca. Nigdy nie składające się łóżka, ciuchy „przechowywane” w stanie luźnym pomieszanym (czyste i brudne razem), resztki jedzenia i całe tony opakowań po tym co już zjedzone. Zeszyty w artystycznym nieładzie na każdym dostępnym poziomie pokoju, miesięczne złogi kurzu i materiały biurowe zużyte częściowo lub całkiem porzucone byle jak i byle gdzie. I cały ten bałagan wypływający niekontrolowanymi falami z pomieszczeń moich dzieci. Wszystkie oczywiście uważają, że zamknięcie drzwi wpłynie pozytywnie na stan istniejący i stanie się chyba cud i bajzel sam zniknie. A tutaj proszę całe miesiące zmarnowane na nieudany eksperyment „porządku, zrób się sam”. A zbliżają się wakacje. Czas zupełnie nie przeznaczony na ciężką pracę i uporządkowane życie. Całe szczęście ogłosili zbiórkę odpadów wielkogabarytowych.
CZYŚCICIEL POWRACA
Może i nie byłby taki zły gdyby nie przechodził tej drogi dosłownie codziennie. Dzieci już od ładnych kilku, żeby nie powiedzieć, że niektóre kilkunastu lat, pobierają nauki w szkołach, codzienny proces przygotowawczy wygląda tak samo. O odrabianie lekcji to ja już nawet nie pytam, bo moje dzieciaki, to taakie szczęście miały, że w ich szkołach nigdy nic nie zadają, nie zadawali i zadawać nie będą. Więc pytanie traci na sensowności. Zadaję więc inne pytanie, wiedząc, że czynność, którego to pytanie dotyczy nastręcza dzie (o sorki młodzieży) najwięcej problemów objawiających się tuż przed opuszczeniem domu.
- Jesteś spakowana (ny)? – I co słyszę?
- Nie do końca.
Pojawia się wtedy błysk szaleństwa w moim oku. Bo co to znaczy nie do końca? Że trochę niby spakowane? Coś się nie zmieściło? A może czegoś brakuje?
Drugi punkt zapalny, to porządek w pokoju. Ja rozumiem, że można nie mieć czasu, że jakaś sytuacja wyjątkowa, że najnormalniej w świecie się nie chce. Tydzień czy nawet dwa, ale to już notorią trąca. Nigdy nie składające się łóżka, ciuchy „przechowywane” w stanie luźnym pomieszanym (czyste i brudne razem), resztki jedzenia i całe tony opakowań po tym co już zjedzone. Zeszyty w artystycznym nieładzie na każdym dostępnym poziomie pokoju, miesięczne złogi kurzu i materiały biurowe zużyte częściowo lub całkiem porzucone byle jak i byle gdzie. I cały ten bałagan wypływający niekontrolowanymi falami z pomieszczeń moich dzieci. Wszystkie oczywiście uważają, że zamknięcie drzwi wpłynie pozytywnie na stan istniejący i stanie się chyba cud i bajzel sam zniknie. A tutaj proszę całe miesiące zmarnowane na nieudany eksperyment „porządku, zrób się sam”. A zbliżają się wakacje. Czas zupełnie nie przeznaczony na ciężką pracę i uporządkowane życie. Całe szczęście ogłosili zbiórkę odpadów wielkogabarytowych.
CZYŚCICIEL POWRACA