A co? Co takie niesprawiedliwe jest?
Jak człowiek sobie chwileczkę pochoruje, natychmiast pojawiają się one. Dzieci znaczy się. Dzieci też się przyłączają ochoczo do chorowania i efekt jest taki, że zamiast oddawać się zabiegom leczącym ciało i umysł. Ciało powinno spoczywać na wygodnych piernatach, a umysł oddawać się jakimś z dawna oczekiwanym rozrywkom, na które w normalnych (roboczo-zajęciowych dniach) nie ma czasu. To nie. Bo po co? Jeszcze by się zdarzyło, że wyzdrowieję sobie. Albo co?!
Zamiennie mam obłęd w oczach i wędrówki od pokoju do pokoju. Od chorego do chorego, podtrzymując własne obolałe trzewia zastanawiam się, kiedy oni wszyscy by chorowali gdybym ja była zdrowa jak wół.
No taak! Ja jeszcze urlop mam. To też czas doskonały!
Jednakowoż protestuję! Stanowczo i wyraźnie protestuję. Chcę wiosnę powitać z uśmiechem na ustach i chociaż z odrobiną środków finansowych, które ze spokojem sumienia mogłabym przeznaczyć na działania ogrodnicze albo nie ogrodnicze (a które obecnie z uporem maniaka pozostawiam w aptekach).
Takie zmieniacze bardziej. Ładnie żeby było i zabawnie. A nie tak wkurzająco i szaro.
Właśnie dzisiaj jak wreszcie udało mi się najstarsze dziecię na zajęcia wysłać, to wróciło po kilku godzinach z niemożności wykonywania ruchów gwałtownych, a schylaczo-okręcających wcale. Zabawne to było przez chwilę. Podkreślam - tylko przez chwilę. Aż do momentu, w którym okazało się, że dziecię one pochylić się nie może do talerza z jadłem. Zbudowałam więc piramidkę, aby paszczęką do talerza sięgnąć jednak dał radę, bo gotów był zejść z głodu. Nakarmione do lekarza wysłałam i czekam na efekty.
A na razie w ramach odreagowywania idę kończyć serwetkę. :P
Jak człowiek sobie chwileczkę pochoruje, natychmiast pojawiają się one. Dzieci znaczy się. Dzieci też się przyłączają ochoczo do chorowania i efekt jest taki, że zamiast oddawać się zabiegom leczącym ciało i umysł. Ciało powinno spoczywać na wygodnych piernatach, a umysł oddawać się jakimś z dawna oczekiwanym rozrywkom, na które w normalnych (roboczo-zajęciowych dniach) nie ma czasu. To nie. Bo po co? Jeszcze by się zdarzyło, że wyzdrowieję sobie. Albo co?!
Zamiennie mam obłęd w oczach i wędrówki od pokoju do pokoju. Od chorego do chorego, podtrzymując własne obolałe trzewia zastanawiam się, kiedy oni wszyscy by chorowali gdybym ja była zdrowa jak wół.
No taak! Ja jeszcze urlop mam. To też czas doskonały!
Jednakowoż protestuję! Stanowczo i wyraźnie protestuję. Chcę wiosnę powitać z uśmiechem na ustach i chociaż z odrobiną środków finansowych, które ze spokojem sumienia mogłabym przeznaczyć na działania ogrodnicze albo nie ogrodnicze (a które obecnie z uporem maniaka pozostawiam w aptekach).
Takie zmieniacze bardziej. Ładnie żeby było i zabawnie. A nie tak wkurzająco i szaro.
Właśnie dzisiaj jak wreszcie udało mi się najstarsze dziecię na zajęcia wysłać, to wróciło po kilku godzinach z niemożności wykonywania ruchów gwałtownych, a schylaczo-okręcających wcale. Zabawne to było przez chwilę. Podkreślam - tylko przez chwilę. Aż do momentu, w którym okazało się, że dziecię one pochylić się nie może do talerza z jadłem. Zbudowałam więc piramidkę, aby paszczęką do talerza sięgnąć jednak dał radę, bo gotów był zejść z głodu. Nakarmione do lekarza wysłałam i czekam na efekty.
A na razie w ramach odreagowywania idę kończyć serwetkę. :P