czwartek, 23 lipca 2009

?

Ponieważ przyjęłam teraz taktykę angażowania wszystkich w sprawy domowe, to pierwsze pytanie jakie pada po powrocie po pracy, to – co zrobiłeś (aś) dla domu? To nic, że największym osiągnięciem mojej średniej było schowanie pościeli. A to wyczyn nie lada, dotychczas jej łóżko było wiecznie rozmemłane, a w ramach promocji walały się tam jeszcze ciuchy. A najmłodsze właśnie przedarło się przez rekordowy bałagan w swoim pokoju. Ponieważ mała najwięcej czasu spędza w innych pomieszczeniach, a śpi u babci, to wiecznie w jej pokoju było pobojowisko. Za to synuś za największą swoją zasługę uznał wywleczenie się z wyra przed południem. I pomimo moich upierdliwych pytań, ten ostatni właśnie uznał, że ma liberalnych rodziców i cieszy się, że ma właśnie takich. Z jednej strony moje serce ucieszyło się bardzo na tę wiadomość, a z drugiej mój okropny umysł zaczął węszyć w poszukiwaniu podstępu.
Bo co właściwie oznacza dla niego określenie liberalny?
Grzebałam gwałtownie w pamięci żeby znaleźć oznaki tego liberalizmu i NIC. Zawsze trafiałam na jakąś „konserwę”. Bo w końcu zasad do przestrzegania u nas cała masa, matka ciągle się czepia o durny porządek, ojciec o pracę na rzecz. A tutaj taka niespodzianka.
Okazało się, że dla pierworodnego objawem liberalnej postawy jest pukanie do jego pokoju gdy przyjmuje gości i niezabawianie ich w sposób okrutnie rodzicielski i brak nerwowej reakcji gdy mówi, że idzie na „alkoholową libację do świtu”. Czym mnie totalnie zaskoczył, bo dla mnie było to tak oczywiste, jak to, że nikt mi nie będzie zaglądał do torebki i właził mi do sypialni bez pukania.
Ale tego, że wnosi ciągle tony błota na butach jemu nie przepuszczę – dostanie się po uszach (pomimo tego, że dorosły egzemplarz jest).