piątek, 10 lipca 2009

Dlaczego nie może być tak po prostu?

Nawet nie będę mówiła, jak wiadomość o niemożności na mnie wpływa.
Ale jestem tak zdeterminowana, że chyba nic nie jest w stanie wpłynąć na mnie negatywnie. Totalny luz, spokój, opanowanie, bezstres, powietrze, podróże, marudne bachory, utrudnienia na drogach, gasnący samochód (nie udało się naprawić), nieporozumienia rodzinne i cała ta reszta sprawia, że chyba w szybkim tempie znalazłam się na dnie rozpaczy i załamania nerwowego. Jak ja dam rade jakoś to przetrwać, to cud będzie dosłownie. Ale jadę, trudno, co będzie to będzie, najwyżej do drzewa za nogę mnie na spotkaniu rodzinnym przywiążą abym nieopatrznie nie zrobiła komuś krzywdy.

Urlop

Niby wszystko jest, niby tylko z kasą zawsze jakieś problemy mogą się pojawić, ale ilekroć zdarzy się sytuacja tzw. przymusowa, że wiesz, że czegoś konkretnego potrzebujesz i to najlepiej na wczoraj, to to coś zupełnie nieosiągalne się staje. Ilekroć o tym pomyśle, to szlag mnie trafia. Tylko do czasu do czasu chodzę po sklepach w poszukiwaniu „czegoś” w większości przypadków idę po konkretną rzecz z konkretnym oczekiwaniem i albo to kupuję albo nie (wiem nienormalna jak na kobietę jestem, ale atmosfera sklepowa zupełnie mnie nie kręci). Rzeczy niezbędne nabywam w sposób niezbędnie minimalistyczny, bez rozważania czy w różowym płynie hamulcowym mi do twarzy, a żarcie ma być jadalne i świeże.
Stanęliśmy z małżonkiem w obliczu katastrofy zakupowej. Na kilka dni przed planowanym wyjazdem urlopowym autko odmówiło współpracy. Zepsuło się niedobre, konkretnie aparat zapłonowy jest do wymiany. Znając już diagnozę wyruszyliśmy z wielkim optymizmem na poszukiwanie onego. Po czwartym odwiedzonym punkcie z częściami lekko byłam już załamana, ale w piątym moja nadzieja odżyła. Facet spojrzał na nas obrzydliwym wzrokiem i podał cenę. Zatelepało mną nieco, ale chyba ślubny bardziej to przeżył. Postanowiłam pocieszać i łagodzić, bo przecież jutro chcemy wyjechać, a ciężko pokonać czterysta kilometrów pchając autko. „No dobra” zgodziliśmy się łaskawie, a szef wysłał umyślnego po nasz „ssskarb”. Czekamy i czekamy i czekamy i wraca umyślny bezradnie rozkłada rączęta i mówi – NIE MA. Cholera mnie wzięła, byłam bliska eksplozji, ale jestem spokojną i opanowaną osobą więc robiąc dziwne miny, które ewentualnie można podciągnąć pod uśmiech wycofałam się ciągnąc za sobą mojego całkowicie już ogłuszonego mężczyznę.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na powrót do domu i przeanalizowanie problemu w poszukiwaniu rozwiązań alternatywnych. Wlazłam na allegro i udało się znalazłam, niedaleko nawet tam byliśmy, tylko zamknięte było. Dzisiaj to się już auteczko naprawia, a jutro wyruszamy odpoczywać.
Mam urlop i Tutaminki też.