No to wysłałam moje średnie dziecię na dwudniową integrację klasową. Nad jezioro pojechali, miejmy nadzieję, że w okolicy chociaż jakieś niezdrowe żarcie sprzedają, bo wszystko wskazuje na to, że pogoda nie będzie dla nich zbyt łaskawa, deszcz na zmianę z deszczem i ... komarami. Kiedyś spędziłam takie wczasy z rodzicami. Nad morze wyjść się nie dało, bo wiatr urywał głowę, a deszcz i niskie temperatury skutecznie zniechęcały do spacerów. Siedzieliśmy więc we czwórkę (moi rodzice, ja i mój brat) w pokoiku wielkości schowka na miotły i graliśmy w oczko i to na pieniądze, bo i tak nie było ich gdzie wydać. Za to moje najmniejsze jedzie jutro do zoo. Moja wycieczka szkolna do zoo skończyła się oglądaniem słonia z przypadłościami skórnymi, zamkniętych na głucho bud z popcornem (w tych czasach tylko w zoo można go było nabyć) oraz awanturą jaką zrobiły pawiany, które uwolniły się z wybiegu i szarpiąc za ciuchy zeschizowane dzieci, wydzierały im z rąk lizaki koguciki, jedyną atrakcję tego dnia.
Liczę, że te ich wyprawy będą miały tylko takie przypadłości, bo inaczej nie ręczę za siebie.