wtorek, 19 maja 2009

Eksperyment

W czasach głębokiego niczego w sklepach dostałam od koleżanki odżywkę ziołową do włosów. Kłaki długie były i nadwyrężone codziennym kontaktem z lokówką, to taka odżywka czemu nie. Instrukcja obsługi jakoś rozczytałam, wyprodukowałam glajdę i wywaliłam zawartość miski na głowę. Później jakiś worek, ręcznik i zegarek. Korzystając z dobrej rady koleżanki przetrzymałam to coś na głowie dużo dłużej niż zalecano (bo ponoć efekt będzie piorunujący). Dobrze, że mi na klatę nie pokapało, bo może i tutaj by mi włosy wyrosły. Mikstura, poza klapciastą konsystencją, wstrętnie śmierdziała. Ale czego się nie robi dla urody? Wiadomo – człowiek w wieku nastu lat, ma takie parcie na urodę, że coś okropnego. A czasy takie nieprzychylne były, w szkole krótkie paznokcie (o lakierze bezbarwnym nie było mowy co dopiero o tipsach), strój mundurowy oraz włosy w naturalnym wydaniu (chyba najlepiej tłuste i przyklejone do twarzy, ale aż tak nikt nie wnikał).
Zatem po godzinie udręki zdjęłam worek z głowy i wypłukałam włosy. Już zabarwienie rozrzedzonej wodą papy dało mi do myślenia, ale przecież to tylko odżywka. Całe zło z moich włosów zostało wygnane ziołami i teraz tylko burza pięknie odnowionych włosów będzie cieszył moje oczy i duszę.
- Masz marchewkową głowę - zakomunikował mi brat, gdy wyszłam wreszcie z łazienki.
Pewnie jaja sobie robi – pomyślałam i spokojnym krokiem, lekko zresztą obrażona podreptałam przed lustro w przedpokoju. Ciemnawo tam było, bo przedpokój prawie 6 metrów miał i zero naturalnych dopływów światła. Zerknęłam w lustro i oniemiałam. Włosy jeszcze mokre, w półmroku niby, ale już było widać, że pełna katastrofa.
Po wysuszeniu włosów, moja głowa zapłonęła żywym ogniem. Zużyłam cały zapas szamponu familijnego (wtedy w litrowych butelkach), co wywołało falę niezadowolenia wśród domowników (trudno było nabyć środki higieny osobistej). Głowa nadal w płomieniach, poleciałam piętro niżej do przyjaciółki, która na mój widok zrobiła tylko Och! I bez specjalnego namawiania poszła po sprawczynię całego zamieszania.
- No coś Ty? – przecież to się zmyje po kilku myciach. – Ja już myłam włosy kilkanaście razy i nic – piekliłam się. A ona dalej swoje – daj spokój, moja ciocia też tak miała i jej się zmyło.
I wtedy mnie trafiło – jak to Twoja ciocia miała? I NIC MI NIE POWIEDZIAŁAŚ?!
- No wiesz? – obruszyła się – Może zapomniałam. I najnormalniej w świecie obróciła się na pięcie i sobie poszła, a ja zostałam ze swoją kolorową głową i milionem wyrzutów, które słyszałam przez jakieś trzy miesiące, po których „odżywka” odpuściła.

Brak komentarzy: