Pierwej myślałam o tym, że czas pożegnać blogowanie – ze zwykłego niemania czasu i problemów piętrzących się na półkach i generalnie wszędzie gdzie wzrok mój paść zechciał. I nawet wczoraj krok ostateczny uczynić chciałam. Ale niemanie powstrzymało mnie skutecznie, a dzisiaj to ja już nie chcę blogowania kończyć.
Dzisiaj to ja bym chciała mieć aparat fotograficzny w oczach. Już nawet zaczęłam przemyśliwać, jakiś sprytny sposób na zamocowanie aparatu na stałe do się i jakoś tak od razu ujrzałam latarkę czołówkę w charakterze aparatu czołowego. I postukałam się w czoło.
Nie da się wszystkiego zezdjęcić, ale da się wszystko opisać.
I tak – po pierwsze – wiele tygodni temu zaginęła Fobia. Wyszła z domu i nie wróciła. Moje najmłodsze ogłosiło akcję poszukiwawczą i ogłoszenia rozwiesiło, ale efekt był zerowy. Kot już więcej w naszej okolicy się nie pojawił. Ze względu na fobiczne zapędy mojej mamy (boi się panicznie gryzoni wszelakich) ogłosiliśmy „przetarg na kota”. Otrzymaliśmy kilka propozycji i w okolicznościach, o których lepiej nie wspominać, zostaliśmy szczęśliwymi posiadaczami nietoperzokota barwy tak jakby czarnej. Batalia o imię trwała dni kilka, a efekt to imion – również kilka. I kot się chyba będzie nazywał żarcie, bo na to hasło reaguje najżwawiej.
I właśnie do imienia nawiązując, muszę stwierdzić, że kot zapotrzebowany przez babcię, ukochany przez dzieci, z uporem maniaka sypia w naszym łożu małżeńskim zajmując środkową jego część.
I wczoraj słysząc (już w pierwszych oparach snu) jak mój ślubny walczy z kotem o miejsce w sypialni zaproponowałam żeby kota nazwać Deska (jako nawiązanie do pewnego dowcipu). Na co małżonek stwierdził, że nie można go tak nazwać, bo to kot jest a nie kotka. Gdyby to była kotka to byłaby Antykoncepcja, a mnie od razu przyszło do głowy, że skoro tak po męsku ma być to musiałby się nazywać Kondom.
Niestety wniosek nie przeszedł, babcia stawiała czynny opór na wieść o naszych pomysłach.
A kot i tak zajął połowę łóżka (tę środkową ;P) i przybiegł rankiem na hasło żarcie.
A po drugie – po drugie opiszę w następnym napadzie pisarskim i będzie wtedy o aparacie. Fotograficznym oczywiście...
Dzisiaj to ja bym chciała mieć aparat fotograficzny w oczach. Już nawet zaczęłam przemyśliwać, jakiś sprytny sposób na zamocowanie aparatu na stałe do się i jakoś tak od razu ujrzałam latarkę czołówkę w charakterze aparatu czołowego. I postukałam się w czoło.
Nie da się wszystkiego zezdjęcić, ale da się wszystko opisać.
I tak – po pierwsze – wiele tygodni temu zaginęła Fobia. Wyszła z domu i nie wróciła. Moje najmłodsze ogłosiło akcję poszukiwawczą i ogłoszenia rozwiesiło, ale efekt był zerowy. Kot już więcej w naszej okolicy się nie pojawił. Ze względu na fobiczne zapędy mojej mamy (boi się panicznie gryzoni wszelakich) ogłosiliśmy „przetarg na kota”. Otrzymaliśmy kilka propozycji i w okolicznościach, o których lepiej nie wspominać, zostaliśmy szczęśliwymi posiadaczami nietoperzokota barwy tak jakby czarnej. Batalia o imię trwała dni kilka, a efekt to imion – również kilka. I kot się chyba będzie nazywał żarcie, bo na to hasło reaguje najżwawiej.
I właśnie do imienia nawiązując, muszę stwierdzić, że kot zapotrzebowany przez babcię, ukochany przez dzieci, z uporem maniaka sypia w naszym łożu małżeńskim zajmując środkową jego część.
I wczoraj słysząc (już w pierwszych oparach snu) jak mój ślubny walczy z kotem o miejsce w sypialni zaproponowałam żeby kota nazwać Deska (jako nawiązanie do pewnego dowcipu). Na co małżonek stwierdził, że nie można go tak nazwać, bo to kot jest a nie kotka. Gdyby to była kotka to byłaby Antykoncepcja, a mnie od razu przyszło do głowy, że skoro tak po męsku ma być to musiałby się nazywać Kondom.
Niestety wniosek nie przeszedł, babcia stawiała czynny opór na wieść o naszych pomysłach.
A kot i tak zajął połowę łóżka (tę środkową ;P) i przybiegł rankiem na hasło żarcie.
A po drugie – po drugie opiszę w następnym napadzie pisarskim i będzie wtedy o aparacie. Fotograficznym oczywiście...
1 komentarz:
Kici kiciii!
Cieszę się, że wróciłaś.
Prześlij komentarz