czwartek, 19 listopada 2009

Trochę wyszywanki







Wyszywanki powstają na korytarzach szkoły muzycznej oczywiście nie wszystkie, bo część zrobiła moja mama. Ale jak widać wszystko zmierza w stronę świąt. Pan Pospieszny musi poczekać na lepsze czasy i wszystko inne też. Moja doba skurczyła się do rozmiarów orzeszka laskowego i nic nie chce się w niej zmieścić.

piątek, 6 listopada 2009

Tadeusz nadal na starych śmieciach

Dźwięk komunikatora wdarł się w środek ich rozmowy.
- Przepraszam – powiedziała Albi odbierając wiadomość.
- Niestety musimy naszą rozmowę przełożyć na później. Wzywają mnie do laboratorium. Pokażę Tobie po drodze gdzie mamy bufet i jak trafić na salę konferencyjną. Tylko się nie spóźnij.
Gdyby nie fakt, że Pospieszny czuł się cokolwiek przytłoczony ilością wydarzeń tego dnia, to może by i zaprotestował, ale tylko zrezygnowany poczłapał za nową koleżanką.
- O! To tutaj. Napij się czegoś, albo zjedz, bo narada może być dosyć długa. Spotkamy się na sali.
Błysnęła tylko swoją blond fryzurką i pobiegła przed siebie. Tadeusz rozejrzał się po korytarzach i doszedł do wniosku, że posiłek to nawet niezły pomysł i już wyciągnął rękę, aby otworzyć drzwi, gdy kątem oka dostrzegł jakiś ruch koło siebie. Obrócił się w tę stronę i zobaczył Lusię. Posłała mu smutne spojrzenie i wydawało się, że znów przemówi, ale zamiast znanego już Pospiesznemu komunikatu, wydobyła z siebie tylko eteryczne Pospieczny i zniknęła.
- Pospieszny, zgłoś się natychmiast do sali narad! – zagrzmiało na korytarzach.
Ruszył więc szybkim krokiem we wskazanym przez Albi kierunku zastanawiając co też mogło spowodować takie nagłe zainteresowanie jego osobą.
- Spóźniłeś się – sarknęła Betka na widok wchodzącego Tadeusza.
- Jak to spóźniłem? – Zdziwił się – Miałem jeszcze coś zjeść i
Przerwał w pół zdania spoglądając z niedowierzaniem na swój zegarek. Był faktycznie spóźniony na naradę. - Ale jak to się stało? – Lusia – pomyślał – to ona „ukradła” mi mój czas.
- Spotkałem Lusię – powiedział do wszystkich zebranych, a okazało się, że grupka jest spora. Zebrani na sali spojrzeli na niego z zainteresowaniem.
- Tutaj ją spotkałeś? – zapytała szefowa.
- Tak. Przy drzwiach bufetu.
- I?
- I właściwie nic nie powiedziała. No może coś na kształt Pospieszny, ale zaraz się rozpłynęła, a mnie z życiorysu ubyło jakieś czterdzieści minut.
- Musicie to zobaczyć! – wpadając do sali zakrzyknęła Albi. I zaczęła wymachiwać całą kupą papierów. Rzuciła je wszystkie na ogromny konferencyjny stół, a wszyscy jak wygłodniali rzucili się w ich kierunku. Nawet Tadeusz nie zdołał się powstrzymać i pochyli się aby dojrzeć, tę rewelację. Papiery zawierały całe mnóstwo wijących się wykresów. Przywodziły na myśl ekg bardzo chorej osoby.
- Zostałam wezwana do laboratorium, ponieważ wskaźnik aktywności czasowej zaczął wariować. Próbowałam namierzyć źródło i okazało się, że jest nim on.
Wskazała palcem na Pospiesznego. Wszystkie pary oczu spoczęły na Tadeuszu, a cisza, która zapadła w ciągu kilku sekund zamieniła się w odgłosy z rozjuszonego ula. Ludzie wymieniali uwagi zerkając na Pospiesznego.
- Dobra, dosyć tego!
Głos szefowej uciął wszelkie dyskusje.
- Zanim zajmiemy się tym zagadnieniem, pozwólcie, że przedstawię Wam nowego kolegę. To Tadeusz Stepowicz, wielu z was już go zna jako Pospiesznego. Dajcie koledze możliwość wdrożenia się w poruszające nas tak bardzo tematy. Jego to dotyczy chyba najbardziej, a jest u nas dosłownie od kilku godzin. Wszelka pomoc jest mile widziana. A jeśli chodzi o Ciebie – tutaj wyraźnie zwróciła się do Tadeusza – znajdź sobie miejsce i słuchaj. Wszelkie wyjaśnienia otrzymasz po zakończeniu narady.
- Borsuk. To zadanie dla Ciebie. Oświeć kolegę po naradzie i bądź jego przewodnikiem. Zależy nam na jak najszybszym wdrożeniu człowieka z problemy chwili. A jak już zdołaliśmy się przekonać jemu z wyjątkową łatwością czas przepływa między palcami.
Borsuk, człowiek w nieokreślonym wieku. Raczej starszy niż młodszy, spojrzał leniwie na Pospiesznego, jego sumiaste wąsy, czujne i przenikliwe spojrzenie świadczyły o sporym doświadczeniu. A sposób w jaki inni spoglądali na niego, wyraźnie świadczył o szacunku jakim jest tutaj obdarzany.
- Się zrobi szefowo.
Tubalny, ale bardzo przyjazny w brzemieniu głos, skojarzył się Tadeuszowi ze świętym mikołajem, później pomyślał o czarodziejach różnej maści. W jednej chwili był nowym pracownikiem. Szczęśliwym przecież, bo wreszcie na swoim miejscu, wymarzonym miejscu. Nowym w stadzie starych wyjadaczy, aż stał się przyczyną i skutkiem. Przyczyną zamieszania i skutkiem jakiegoś pokrętnego eksperymentu. Obudził się w nim lekki sprzeciw i właściwie chciał coś powiedzieć. Powinien chyba coś powiedzieć, ale wciągnęły go sprawy omawiane na zebraniu i uraza, która się w nim budziła szybko przygasła. – Wszystko się jakoś poukłada, to pierwszy dzień. Wszystko wydaje mi się dziwne i obce.
Pospieszny był hojnie obdarzony przez naturę w bystry i ponad inteligentny umysł, który błądził często w „innych” światach, ale nigdy nie utracił zdolności analitycznego myślenia.

poniedziałek, 2 listopada 2009

Pamięć moja przedziwna

- Synu! – zawołałam pierworodnego, bo w moim umyśle właśnie się rozświetliła złota myśl, która ciągle gdzieś mi uciekała.
- Tak? – młodzian przyczłapał do mnie lekko zniesmaczony koniecznością oderwania się od zajęć ważniejszych.
- Czy Ty może we wtorek masz próbną maturę z matematyki? – zapytałam bez wstępów.
- Tak – i znów krótka byle jaka odpowiedź.
- To czemu wcześniej nic nie mówiłeś?
- Sam się dowiedziałem przedwczoraj.
No właściwie to powinnam się cieszyć, bo doszedł do wniosku, że może i ktoś tam coś, gdzieś, kiedyś mówił. Ale kto by to tam spamiętał?

I zaraz przypomniały mi się wydarzenia mające miejsce za moich czasów szkolnych. Pewnego roku naukę języka polskiego w mojej klasie, przejęła nowa nauczycielka. Wszystkich dokładnie sobie pooglądała, zapoznała się z możliwościami i pod koniec pierwszego semestru „musiała” dać niektórym szansę, bo jakoś nie mogli nadążyć z materiałem. Jako sposób na podratowanie mizernego kapitału ocenowego podała – przygotowanie referatu na temat wybranego polskiego wieszcza. Oj cieszyli się wtedy popularnością wieszcze nasi ukochani. A później nastąpił ten dzień, kiedy zainteresowani mogli wygłosić referaty. Było miło i ciekawie, ale chyba najbardziej zapadł mi w pamięć referat Mareczka. Mareczek elokwentny zbytnio nie był, ale starał się biedny jak tylko potrafił. Referat przygotował, wyszedł na środek klasy i wyrecytował swoje odkrycia. Kobieta zwana przez nas Pająkiem pokiwała głową ze zrozumieniem zaproponowała nawet ocenę (coś koło czwórki się kręciło), ale widać Mareczek nie dońca zadowolony był, bo na komendę – Siadaj Marku.
Zakrzyknął gromko
- Ale pani profesor ja mam jeszcze zdjęcie tego fagasa.
Określenie fagas, jakoś średnio przystawało do wieszcza (nie pamiętam który to był), bo Pająk pokraśniał, nabrał pełną pierś powietrza i wydawało się, że nic nie uchroni Mareczka od jej gniewu boskiego, gdy nagle z kobiety uszło to całe powietrze, na umęczonej twarzy pojawił się wyraz lekkiego rozbawienia zmieszanego z bezradnością i słabiutki głosik wydobył się z trzewi pani psor.
- Dobrze, już dobrze. Siadaj Mareczku.
Pamięć to zadziwiające zjawisko, nigdy nie wiadomo co tam z niej wypadnie.

Zimowe klimaty w jesiennym ogrodzie