poniedziałek, 12 października 2009

Co mieszka w chorym umyśle cd.

Drzwi stały otworem, a osoby domagającej się pomocy nie było nigdzie widać. Tadeusz wziął głęboki oddech i niepewnym krokiem ruszył przed siebie. Dotarł do swojego pokoju tak bardzo umęczony, że nawet jego współpracownicy to zauważyli. Wymiętolony jak zwykle Paweł zawołał na dzień dobry

- E, Pospieszny, Lemura dał Tobie znów wycisk! I Kuternoga coś już chciała od Ciebie.

Rzucił na dokładkę od niechcenia. Kuternoga wcale nie była kuternogą, miała chyba najatrakcyjniejsze nogi w firmie, ale wstrętne wnętrze sprawiało, że cudowna powierzchowność traciła przy bliższym poznaniu i z pięknej syrenki wyłaził kapitan Hak.

Po tej informacji niedbale zawiązany krawat Pospiesznego zaczął go gwałtownie uwierać w grdykę, a nieznośna suchość w gardle spowodowała, że wydobyło się z niego dziwne pianie.

- A nie wspominała czego właściwie chce?

Na te niezwykłe dźwięki Adam Pierworodny podniósł swój anielski wzrok znad dyżurnej teczki z papierami i z zaciekawieniem spojrzał na Tadeusza. Adam był protegowanym szefa, jakimś tam jego pociotkiem, beztalencie totalne ale urodziwy okropnie. Panienki mdlały jak zobaczyły jak kłapie tymi swoimi niebieskimi naiwnymi ślepkami spod burzy blond włosków opadających na gładziuteńkie czółko niemowlaczka wyszczerzając się rządkiem równiuteńko przyciętych ząbków. W firmie właściwie nie robił nic. Siedział już piąty rok nad tą samą teczką papierów, których nawet nie raczył przewracać i starał się z nudów nie zdechnąć przez osiem godzin swojej ciężkiej tyry. W przerwach na posiłki łapał jakąś naiwną panienkę na swoje niewinności i z pracy nigdy nie wychodził sam. Niestety partnerem do rozmowy był żadnym. Panienki chyba szybko odkrywały wąski wachlarz jego możliwości, bo rotacja była duża. Firma też, więc zastoje raczej nie groziły.

- Nie.

Odpowiedział inteligentnie Adam. Pospieszny zebrał się więc w sobie, przyklepał włosy i dziarskim (jak na siebie) krokiem wyruszył na konfrontację z Kuternogą. Już po dwóch krokach Pospieszny wiedział jaką to niesamowitą historię opowie Kuternodze gdy dotrze do jej gabinetu. Nie wiedział tylko czy uratowanie całego autobusu dzieci szkolnych z pożaru w muzeum będzie dostatecznie mocnym argumentem usprawiedliwiającym jego spóźnienie się do pracy. Starając się przekonać samego siebie posuwał się coraz wolniej i wolniej, jakiś ruch na korytarzu rozproszył jego rozważania. Rozejrzał się i zobaczył, że w jego kierunku podąża ta sama kobieta, która nalegała, aby ratował jej świat.

- No nie. To jaja jakieś są. To nie dzieje się naprawdę. Nie. Wkręciłem sobie. Może babka stała tylko sobie, a ja wymyślałem? Ale te ciuszki, to lekko dziwaczne ma.

Myśli wyjątkowo szybko przelatywały przez umysł Pospiesznego, ale uznał w końcu, że takie czasy. Każdy może się przyodziać jak chce. Może szefowa ma gości, albo nie wiadomo co jeszcze. Kobieta jednak zbliżyła się. Spojrzała na Pospiesznego i znów z tym dziwnym akcentem powiedziała.

- Musisz ratować mój świat.

To już Pospiesznego lekko zirytowało. Zachowując minimum ostrożności odpowiedział.

- Ja przepraszam, czy my się znamy? Bo ja nie bardzo rozumiem, o co Pani chodzi?

- Pospieszny - Powtórzyła
- Musisz ratować mój świat. - I się rozpłynęła. Nie odeszła, nie pobiegła, oknem też nie wyskoczyła tylko się rozpłynęła.

- Tadeusz! - Lekko histeryczny głos Kuternogi wyrwał Pospiesznego ze zdumienia.

- Tak Alu? - Ten sam skrzekliwy głos ze ściśniętej nerwowo krtani Pospiesznego. Kiedyś Kuternoga wymyśliła, że będą się zwracać wszyscy do siebie po imieniu, to miało nadać firmie taki familiarny charakter, efekt był taki, że każdy siebie tykał. A i tak wiadomo było, że ci co na dole to na dole, a ci co na górze, to jaśnie państwo. Więc jej Tadeusz brzmiało jak "do nogi", a jego tak Alu jak "TAK WIELMOŻNA PANI".

Weszli do jej gabinetu Pospieszny pełen złych przeczuć, ale okazało się zupełnie niepotrzebnie. Alu nie chciała wysłuchiwać historii dzieci palących się żywcem w muzeum, tylko zawiadomiła Tadeusza, że zostaje przeniesiony do działu praktycznego zastosowania zjawisk paranormalnych czyli do Rudego i Giemzy.

Oczy Tadeusza zrobiły się wielkie jak spodki ze zdziwienia, wysoki współczynnik inteligencji jakim obdarzyła go natura chyba się w tym momencie zaciął, bo był w stanie wybełkotać tylko jakieś niewyraźne dziękuję i wydreptać jakoś tak boczkiem z gabinetu Kuternogi.

- Jakiś dziwny ten dzień. - Pomyślał tylko, jak na jego drodze po raz trzeci stanęła dziwna kobieta.

- O nie! - Tym razem wszystko w jego wnętrzu zaprotestowało - Nie będzie mi tu babsko dnia psuło. I już zaczerpnął całe płuca powietrza, żeby wykrzyczeć jej prosto w twarz pytanie "Czego?" gdy ona znów się rozpłynęła.

Brak komentarzy: